Archiwalna Strona. Przez ostatnie lata strona nie aktualizowana, informacje tu prezentowane są nie aktualne.
PIESZA PIELGRZYMKA ARCHIDIECEZJI GNIEŹNIEŃSKIEJ NA JASNĄ GÓRĘ Grupa Biało - Czerwona |
Strona główna :: Zdjęcia :: Śpiewnik :: Księga gości :: Kontakt |
BIAŁO - CZERWONA
|
Konferencje - 4 sierpnia, sobotaPOWOŁANI DO KAPŁAŃSTWA ŚWIADECTWO W czasie moich studiów w Rzymie miałem okazję służyć pomocą duszpasterską w jednej z parafii w pobliżu Wenecji. Oprócz księdza proboszcza, na plebani mieszkał osiemdziesięcioletni kapłan - rezydent. Był to człowiek schorowany, który często narzekał na swój los i okazywał rozgoryczenie. Jego ulubionym tematem rozmów było stawianie pytania: dlaczego przez ponad pięćdziesiąt lat pełniłem posługę kapłańską, skoro teraz jestem osamotniony i skoro nikt z dawnych parafian o mnie nie pamięta? W takich momentach ksiądz proboszcz - Don Francesco - ze stanowczością, a jednocześnie z synowska delikatnością tłumaczył: nie pytaj dlaczego to wszystko czyniłeś. Pytaj raczej o to, dla kogo pełniłeś twoją kapłańską posługę? Jeśli pełniłeś ją dla Chrystusa, z miłości do Niego i do tych, których On postawił na twojej drodze, to nikt nie odbierze ci radości i świadomości, że warto było zostać księdzem. Jeśli natomiast pełniłeś posługę kapłańska dla własnej satysfakcji albo dla osiągnięcia wdzięczności ludzi, to zawsze pozostaniesz rozgoryczony.
Dlaczego (nadal) chcę być księdzem? Odpowiedzi na ankietę "Więzi"
Józef Augustyn SJ Dlaczego nadal chcę być księdzem? Ponieważ czuję się nieustannie powoływany przez Boga. Wierzę, że On pragnie, bym był Jego sługą w kapłaństwie, bym na tej drodze szukał Go, chwalił, czcił i kochał. Chcę być nadal księdzem, ponieważ to mój dobrowolny wybór, dokonany przed laty. Chcę pozostać mu wierny wbrew wszelkim moim słabościom oraz słabościom mojej wspólnoty zakonnej i kościelnej. Powierzony mi dar kapłaństwa staje się dla mnie ważnym motywem zmagania się z ludzkimi ograniczeniami. Chcę pozostać kapłanem, ponieważ pragnę nadal głosić słowo Boże i sprawować sakrament pojednania. Chcę być dalej kapłanem, ponieważ pragnę sprawować Eucharystię. Wierność kapłaństwu jest dla mnie wyrazem wewnętrznej wierności sobie; jest moim sposobem realizowania ludzkiej miłości; jest wyrazem duchowego ojcostwa. Kapłaństwo to także pole mojej twórczości i zaangażowania. Wszystko to, czym się interesuję, pozostaje w jakiś sposób związane z kapłaństwem; chcę, aby też jemu było podporządkowane. Chcę być nadal księdzem, ponieważ bardzo wielu ludzi, nieraz głęboko zranionych przez życie, zaufało mi. Jestem w stanie wyobrazić siebie, jak wiele osób zraniłbym, gdyby nagle dowiedziały się, że odszedłem. W sposób szczególny zraniłbym wielu alumnów i księży, którzy słuchali moich usilnych zachęt do zaufania Jezusowi, zmagania się z ludzką słabością, wierności powołaniu. Jak wówczas mógłbym im spojrzeć w oczy?
Adam Boniecki MIC Dzięki Bogu, każdego dnia rano spowiadam, odprawiam Mszę świętą dla wspólnoty parafialnej, w każdą niedzielę mówię kazanie, każdego roku prowadzę rekolekcje. To życiowa potrzeba i źródło energii na resztę dnia. Nawet nie chodzi o samo "wykonywanie" funkcji. Przecież bywają dni, że nikt lub prawie nikt nie podchodzi do konfesjonału. Wtedy mam tę godzinę dla siebie na modlitwę. Ważna jest świadomość, że jestem tu, gdzie moje miejsce, nawet jeśli w danym dniu nikomu to się na nic nie przydało. Innymi słowy: ja jestem księdzem. Nie "wykonuję zawód", czy "wypełniam funkcję" księdza, ale jestem księdzem. Tak jak jestem człowiekiem, jak jestem mężczyzną. Można być tym wszystkim lepiej, gorzej, bardziej, mniej, ale nie można przestać być tym, kim się jest. Pytanie o to, dlaczego nadal jestem księdzem przekracza granice mojej wyobraźni. To nie jest dla mnie kwestia "chcę - nie chcę", ja po prostu jestem księdzem.
Dariusz Kowalczyk SJ Przeżywam swoje kapłaństwo na trzech płaszczyznach: spotkania z Bogiem, spotkania z drugim człowiekiem i spotkania z samym sobą. Kapłaństwa w Kościele nie można sobie samemu wymyślić ani samemu wybrać. Nigdy o wstąpienia do zakonu nie miałem wątpliwości, że Bóg chce, abym był księdzem. Ile razy podczas modlitwy pytałem Go o to - odpowiedź była ta sama. Jestem przekonany, że ewentualne porzucenie przeze mnie kapłaństwa byłoby działaniem wbrew Bogu. Druga perspektywa dotyczy ludzi, których znam i do których jestem posłany. Moja formacja była możliwa dzięki zaangażowaniu wielu ludzi. Znane i nieznane mi osoby modliły się za mnie i wspierały pomocą, abym mógł się przygotować do bycia księdzem. Czuję się dłużnikiem tych ludzi. I wiem, że nigdy w moim życiu nie stanie się tak, iż będę mógł powiedzieć: "Dług spłaciłem, moje kapłaństwo jest teraz moją prywatną sprawą i nikomu nic do tego". A zatem jestem kapłanem, bo ludzie chcą, bym nim był. Zainwestowali we mnie. Porzucając kapłaństwo, zabrałbym im coś, co się im ode mnie należy. Jest jeszcze trzecia perspektywa, indywidualna. Jestem kapłanem, bo bycie kapłanem Kościoła katolickiego jest moją pasją. Sprawy Kościoła po prostu bardzo mnie interesują. Mógłbym powiedzieć, że nie wyobrażam sobie osobistego spełnienia poza kapłańską służbą w Kościele. I choć niekiedy czuję się tak, jak gdyby prawdziwe było przysłowie, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, to jednak wiem, że w moim życiu nie było dłuższego okresu, w którym mocno pragnąłbym czegoś, co byłoby nie do pogodzenia z kapłaństwem.
Paweł Kozacki OP Nadal jestem księdzem, bo nie ja sobie wymyśliłem tę drogę. Wcale nie chciałem zostać księdzem, ale potężna siła wolała mnie, bym zdecydował się odpowiedzieć na powołanie, którego w pełni nie rozumiałem. Swoje życie powierzyłem Jezusowi. Ono należy w stu procentach do Niego. Jakże mógłbym zostawić Przyjaciela i podążać za swoimi pomysłami, samodzielnie układać życie, skoro On zawsze był mi wierny? Nadal jestem księdzem, bo doświadczyłem pięknej miłości ludzi, dla których byłem katechetą, duszpasterzem, kaznodzieją. Jakże mógłbym powiedzieć tym, których namawiałem do wierności, do zaryzykowania wiary, do zawierzenia nadziei, do pójścia za tęsknotą - że rezygnuję z drogi, na którą zapraszałem? Jakże mógłbym powiedzieć ludziom, którzy poświęcali swojej siły i czas, by wspomóc mnie w moim kapłaństwie, że zmarnowałem ich dar? Nadal jestem księdzem, bo nikt nie przedstawił mi sensowniejszej propozycji mojego życia, mojego szczęścia. Być może istnieją drogi piękniejsze, trudniejsze, bardziej fascynujące, ale nie widzę powodu, bym miał na nie wchodzić, bo nie są one moimi drogami.
Ks. Andrzej Luter Co utwierdza w powołaniu? Modlitwa! Ksiądz musi być człowiekiem modlitwy - rozmodlenia, ale nie dewocji. Rozmodlenie w moim rozumieniu to oparcie się na Bogu, co jest szczególnie ważne, kiedy następuje jakiś kryzys. Oprzeć się na Panu Bogu! To niełatwe, ale wiem, że to jedyna ochrona przed rutyną, bylejakością czy "zurzędniczeniem". Przeżycie Eucharystii i sakramentu pojednania daje najwięcej radości, to oczywiste. Dla mnie szczególnie ważny jest konfesjonał. Przyznaję, że nie mógłbym żyć jako ksiądz bez tej szafy w kącie kościoła. Symbolicznej szafy, bo spowiadam w różnych miejscach. Świadomość, że ktoś po wielu latach pojednał się z Bogiem, nadaje sens mojemu kapłaństwu. Dla jednego uśmiechu, błysku szczęścia w oku człowieka, który podnosi się z klęczek, warto było zostać księdzem. W dyskusjach o kapłaństwie zawsze przytaczam zdarzenie sprzed kilku lat. Była zima. Wracałem tramwajem z warszawskiej Pragi od zaprzyjaźnionego księdza. Ubrany byłem w ciepłą kurtkę z kapturem na głowie. Anonimowość zapewniona. Tramwaj wjechał na most Śląsko - Dąbrowski, gdy nagle ktoś chwycił mnie za rękę. W pierwszym odruchu pomyślałem, że to złodziej, kieszonkowiec. "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus" - usłyszałem. Zdziwiony spojrzałem na młodego człowieka, którego, jak sądziłem, w ogóle nie znałem. "Ksiądz mnie nie pamięta. Jestem Marek. Trzy lata temu spowiadałem się u księdza na placu Trzech Krzyży. Wie ksiądz, po tamtej spowiedzi zmieniło się moje życie". Zacząłem grzebać w pamięci. Wśród setek spowiedzi trudno przypomnieć sobie tę jedną. Ale przypomniałem sobie. Ona była ważna również dla mnie. Na chusteczkach higienicznych wymieniliśmy numery telefonów. Ktoś wykpi, że to sentymentalne. Może, ale prawdziwe. Dla takich momentów warto być księdzem. Wróciłem późnym wieczorem do swojego mieszkania i był to radosny wieczór. Cieszyłem się, bo staram się być normalnym człowiekiem. Nie powinniśmy zatem zbytnio utyskiwać na rzeczywistość, która przecież składa się właśnie z takich drobnych, pozornie nieistotnych zdarzeń, nadających codzienny sens naszemu powołaniu.
Ks. Piotr Mazurkiewicz Wielką radością jest spowiadanie ludzi, którzy podążają drogą świętości. Za sprawą zaufania spowiednik wprowadzany jest przez penitenta w tę sferę intymnego piękna, która dostępne jest tylko Bogu. Mam także świadomość, że chociaż miłość moich penitentów do Chrystusa nie zależy bezpośrednio ode mnie, to jednak w jakiś sposób powiązana jest z moją wiarą i świadectwem. Przychodzą do mnie do spowiedzi, ponieważ spodziewają się, że żyję tą samą miłością i podążam tą samą drogą, co oni. Nie chciałbym ich zawieść. Piękno ich dusz jest tak delikatne. Spowiadając kiedyś w Wielką Sobotę i przyglądając się kolejce do konfesjonału uświadomiłem sobie na nowo, że ludzie ci, jako ochrzczeni, mają prawo, aby miejsce po drugiej stronie konfesjonału nie było puste. Mają prawo dostępu do sakramentów, czy - mówiąc dokładniej - dostępu do Chrystusa. A ja przyjąłem na siebie zobowiązanie, aby poprzez swoją posługę czynić im Chrystusa dostępnym.
Ks. Jerzy Szymik Chcę być księdzem. Dlaczego? Bo 12 kwietnia 1979 roku w katowickiej katedrze o godzinie 17.02 dałem słowo mojemu biskupowi (który już nie żyje, ale ma następcę), że będę księdzem do śmierci. "Dać słowo" to ważne dla mnie: mężczyzny, chrześcijanina, księdza. Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, od Boga. Na początku jest Słowo - zawsze. Nie będę tego szczegółowo komentował, ale nie znam innego sprawdziany prawdy miłości jak wierność. Reszta jest - jak dla mnie - zbyt sophisticated... Jestem prostym człowiekiem i brzydzę się woltyżerką, zwłaszcza we własnym wydaniu. I ufam, że słowa, których się trzymał św. Paweł jak brzytwy - "wystarczy ci mojej łaski" - są dla mnie. Cokolwiek się ze mną dzieje i wydarzy. I teraz bardzo ważne: gdybym "przestał być księdzem", to co z moimi Dziećmi? Z setkami, tysiącami, pełnymi cierpienia pragnień, nadziei; Dziećmi, które podprowadzałem ku Światłu? Którym odpisywałem na maile w ciemne, pełne trwogi noce, nieprzytomny z przemęczenia, stukając w klawiaturę: "wytrwaj, warto, Bóg jest dobry, wszechmocny i hojny". Których spowiadałem prawie krwią się pocąc; którym szeptałem do słuchawki albo w listowy papier, albo z rekolekcyjnej ambony: "wierz, ufaj, kochaj. W tym jest sens". Co miałbym im do powiedzenia, gdybym odszedł? Że to był pic? Że ja tylko tak, na chwilę? Aż znajdę coś lepszego? Że to już nie jest ważne, że teraz widzę głębiej? Jestem księdzem dwudziesty dziewiąty rok. Wiem, że w mojej krwi i w moim mózgu drzemią ziarna szaleństwa. Wiem to już jasno z własnej biografii. Ale też wiem, że On jest większy. Że mnie bezbrzeżnie kocha. I wierzę, że mnie zachowa. I moje Dzieci. Ufam też, że przebaczy moim odchodzącym braciom. O to wszystko się modlę.
|
|