Archiwalna Strona. Przez ostatnie lata strona nie aktualizowana, informacje tu prezentowane są nie aktualne.
PIESZA PIELGRZYMKA ARCHIDIECEZJI GNIEŹNIEŃSKIEJ NA JASNĄ GÓRĘ Grupa Biało - Czerwona |
Strona główna :: Zdjęcia :: Śpiewnik :: Księga gości :: Kontakt |
BIAŁO - CZERWONA
|
Konferencje - 2 sierpnia, czwartekPOWOŁANI DO OJCOSTWA TO NIE JEST WSZYSTKO JEDNO "Nie boję się, gdy ciemno jest, Ojciec za rękę prowadzi mnie" "Mama to nie jest to samo co tato" Tak śpiewała Arka Noego. Pobożny zespół, pobożne dzieci - więc i te słowa w ich ustach brzmią jakoś naturalnie. Ale kiedy myślimy, gdzie jeszcze można znaleźć obraz ojca w kulturze, nic nam nie przychodzi do głowy. Ojcowie w filmach głównie odchodzą od rodziny, ewentualnie okazują się psychopatycznymi mordercami albo zwyczajnymi pantoflarzami.
A jednak. Obraz ojcostwa dogonił mnie w samochodzie, w środku nocy, gdzieś w połowie drogi między Inowrocławiem a Gnieznem. I aż zadziwił, że takie to "niepobożne" - a jednak mądre. Na tyle "niepobożne", że aż nie nadaje się do zacytowania tu w całości, niestety. Zaoszczędźmy wulgaryzmów co wrażliwszym uszom, kto chce całości, niech jej szuka sobie po powrocie do domu. Tamtej nocy w radiu śpiewał Kazik. Melodia prosta, powtarzalna, jak mantra. Słowa?
"Kochajcie dzieci swoje - wy jesteście im ostoją "Tata i Mama do życia brama, opoka pierwsza, najważniejsza". I kto by pomyślał, że te słowa nie od "Arki Noego" pochodzą...? Ale co innego tu uderza jeszcze bardziej. Czy nie jest genialne w swej prostocie odkrycie, że Stalin, morderca milionów, był kiedyś słodkim niemowlakiem zawiniętym jak Jezus w pieluszki? Że był małym chłopcem, biegającym po podwórku ze zwierzakami, ba, zdążył być nawet klerykiem seminarium...? Czy nie jest zadziwiające, że Hitler, który spalił pół świata, uczył się kiedyś korzystać z nocnika i stremowany szedł po raz pierwszy do szkoły...? Co się stało z tymi dziećmi? Co stało się z nimi gdzieś w połowie drogi między niewinnym dzieciństwem a dorosłością? Kto zepsuł te dzieci...? "Kochajcie dzieci swoje - to nie wszystko jedno, czy nasz widok śmieją się, czy bledną". I jest oczywiste, że dorosły człowiek sam bierze odpowiedzialność za to, co robi ze swoim życiem. Ale kiedy jest dzieckiem - jego los spoczywa w ręku jego ojca. Ojciec ma moc dać życie. I ojciec ma moc wychować świętego - albo wychować potwora. Dlatego mówimy o powołaniu do ojcostwa. Powołaniu - czyli wezwaniu do wychowania świętych dzieci. Bo nie zrealizujesz swojego powołania, jeśli nie wychowasz dzieci na świętych.
Ojcostwo a Bóg Ojciec Żeby być ojcem, wystarczy w zasadzie być mężczyzną. I nie ma mężczyzny, który nie jest powołany do bycia ojcem, tak, jak nie ma kobiety, która nie ma powołania do bycia matką. I znów, jak w przypadku macierzyństwa, powołanie to może się kształtować w wymiarze biologicznym i psychicznym, lub jedynie duchowym. Zostawmy na razie ten duchowy wymiar - zajmijmy się najprostszym. Bo on najprostszy jest tylko pozornie. Kobieta rozumie swoje macierzyństwo bez trudu - ale dla mężczyzny droga od bycia mężem do stania się ojcem bywa najeżona ciernistymi krzewami. Spłodzenie dziecka nie jest wielką sztuką. Ale bycie prawdziwym ojcem oznacza ustawienie poprzeczki naprawdę bardzo wysoko.
Samo słowo "ojciec" - pater, potestas - pochodzi z sanskryckiego rdzenia "pa", który oznacza: bronić, opiekować się. Pater, ojciec - to opiekun i obrońca. Co na to Biblia? Pisze święty Paweł: "Zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi". To Bóg jest więc źródłem wszelkiego ojcostwa. I nie tylko źródłem - ale też wzorem! Tu, drogi chłopaku, mężczyzno, możesz już zacząć się bać. Bo wyobraź sobie, że ty właśnie masz być taki, jest sam Bóg! On się dzieli z tobą mocą przekazywania życia - ale w zamian ty masz być jego obrazem! Tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, że przekazywanie życia jest czynnością świętą, Bożą! I pewnie dlatego już starotestamentalni pisarze powtarzali, że każde dziecko jest Bożym darem. Że jest znakiem, że temu oto mężczyźnie Bóg właśnie pobłogosławił, że Bóg jest po jego stronie. Bo zechciał podzielił się z nim swoim ojcostwem. Tyle teoria. A ilu ojców, na wieść o tym, że oto poczęło się dziecko, wpadają w panikę, zaklną szpetnie pod nosem albo zapytają kobietę: "i co masz zamiar z tym zrobić...?" Ilu ma świadomość, że właśnie Bóg postanowił podzielić się z Tobą, mężczyzno, swoją mocą stwarzania? Nie dziw się więc, nie uciekaj i nie zwalaj "winy" na kobietę - podziękuj, że w Tobie objawiła się moc Boga!
Dorastanie do ojcostwa Kobieta matką się staje mimochodem. To jej ciało uczy ją, jak być matką. Mężczyzna musi sam zrozumieć swoje ojcostwo. Pewnie, że jest trudniej, i że może to nie jest sprawiedliwe. Każda matka do końca swojego życia wie, że jest matką. A mężczyzna może biologicznie być ojcem i nie mieć o tym zielonego pojęcia. Jego ciało nie daje żadnych znaków. Czasem jest mu tylko gorzej, bo czuje się przez żonę odsunięty, zazdrosny, opuszczony. Dlatego też musi się bardziej starać. Wcale nie jest łatwo dorosnąć do tego, żeby nie być usadzonym w fotelu przed telewizorem straszakiem na dzieci. W Internecie krąży film, nagrany amatorską kamerą. Tatuś wieczorem pochyla się nad łóżeczkiem kilkuletniego dziecka. Dziecko budzi się, patrzy na ojca - i w ryk. Ojciec szybko sięga po gazetę, zasłania nią twarz - a buzia dziecka natychmiast się rozjaśnia, rączki wyciągają się do góry i słychać radosne: "tata!". To, drodzy panowie, nie jest ideał ojcostwa. Zdecydowanie nie jest. Powiem nawet, że na takie ojcostwo szkoda czasu, to już lepiej mieszkać dalej u mamusi i wieczorami bawić się gdzieś w knajpie z kumplami - przynajmniej nie robi się krzywdy żadnemu dziecku. I nie wychowuje się, przepraszam za może brutalne skojarzenia, kolejnego mordercy narodów. Socjologowie mówią, że największym problemem polskich mężczyzn jest to, że zamiast stawać się mężczyznami - zostają chłopcami. A kobiety pewnie to potwierdzą, że ich wymarzonym mężem wcale nie jest Piotruś Pan, który to chce młodo wyglądać, otaczać się drogimi zabawkami i jak najdłużej nie brać na siebie zobowiązań "na zawsze". A ojcem zostaje się na zawsze, więc lepiej trzymać się z daleka od pieluch. Bo wtedy nie daj Boże trzeba będzie zejść na drugie miejsce i zamienić swój śliczny kabriolet na czterokołowy wózek z grzechotkami i różowym kocykiem. Ojciec to nie jest wieczny młodzieniaszek. Ojciec nie boi się upływających lat. Ojciec nie stara się na siłę być kumplem. Ojciec nie każe do siebie mówić po imieniu, stając się z roku na rok coraz bardziej śmiesznym. I pięknie by było gdyby każdy mężczyzna jak najprędzej uświadomił sobie, że jest ojcem. Gdyby siedemdziesięciolatek nie udawał gimnazjalisty i nie podrywał każdej przechodzącej obok niego dziewczyny, i gdyby młody ksiądz wiedział, że mimo wieku jest już ojcem - a nie chłopcem wystrojonym w ornat, i nie kumplem dla ministrantów.
Cechy ojca Co w takim razie odróżnia kumpla od ojca? Co sprawia, że mężczyzna przestaje być chłopcem? Chłopiec to ten, który tylko bierze, bo myśli, że nie ma jeszcze nic do dania. Mężczyzna wie, że jest do dawania zdolny. Mężczyzna jest odpowiedzialny za siebie - i odpowiedzialny za innych. Nie tylko wie, jak się skończy jego działanie - ale też nie ucieka przed jego konsekwencjami, choćby miały boleć. I potrafi zaopiekować się innymi. Nie tylko powtarzać na każdym kroku "zaufaj" - ale i bez mówienia dawać oparcie. Tak, żeby inni czuli się przy nim bezpieczni. To jest ojciec. Mężczyzna - ojciec to ten, który nie ożenił się dla wygody i ciepłego obiadu na stole, ale by utrzymać rodzinę i się nią opiekować. To ten, który ma świadomość, że oto zaczyna kształtować przyszłe pokolenia! Że od jego postawy zależeć będzie tożsamość i losy jego dzieci, wnuków i prawnuków!
Ojciec to ten, który ma poczucie własnej wartości i siły. To ten, który jest zdolny do dojrzałej miłości. Dojrzałej - czyli nie fajnej i przyjemnej. Ale do takiej, która kosztuje. Teoretycznie się zgadzamy. Ale w praktyce...? Byłam świadkiem rozmowy dwóch ojców. Dawid miał dwumiesięcznego syna, Michał oczekiwał narodzin córki. Żona Dawida śmiała się z niego, że karmiąc w nocy syna z butelki - sam przy tym zasypiał. I kiedy Michał próbował też dołączyć do tej niewinnej kpiny, Dawid zaproponował: zrób sobie takie ćwiczenie, już teraz. Spróbuj obudzić się o trzeciej w nocy, usiąść na podłodze oparty o ścianę i nie zasnąć przez 40 minut. I tak codziennie, przynajmniej przez tydzień. Być ojcem to być zdolnym do takiej ofiary! Do tego, żeby nie zasnąć, żeby nie nakryć się kołdrą po uszy, kiedy dziecko płacze, żeby dostosować swój rytm dnia do kąpieli o 19.00 i do oglądania telewizji bez głosu, bo dziecko nie chce zasypiać, słysząc jakiekolwiek głosy. Do tego, żeby pozwolić się opluć po raz dziesiąty zupką z marchewki, bo dziecko właśnie odkrywa uroki prychania. Do tego, żeby zrezygnować z wakacji, ze snu, z czasu spędzanego dotąd tylko z żoną. Ojciec to ten, który to potrafi. I nie robi z siebie męczennika - bo to jego miłość. Ojciec to wreszcie ten, który ma dobrze poukładaną hierarchię wartości. To nie jest drugorzędna sprawa. Nie będzie dobrym ojcem ten, kto na pierwszym miejscu ma siebie. Ani ten, kto ma żonę. Ani nawet ten, u którego na szczycie piramidki wartości ma dziecko - bo rozpuści je tylko niemiłosiernie, zamiast wychowywać, i za trzy lata pisać będzie błagalne listy do programu "Niania". Ojcostwo wygrywa ten, kto na pierwszym miejscu hierarchii wartości ma Boga, potem - żonę, na trzecim miejscu - dziecko. I dopiero niżej siebie, swoją pracę, zadania do spełnienia w świecie. Wtedy wiadomo: wszyscy słuchamy Boga, dziecko słucha również rodziców. A rodzice nie zajmują dziecku miejsca Boga - prowadzą do Niego i pozwalają, żeby Bóg był od nich ważniejszy.
Zadania ojca Ważne jest, żebyśmy uświadomili sobie jedną rzecz. I ty, który będziesz ojcem - i ty, która będziesz wybierała mężczyznę na ojca swoich dzieci. To ojciec jest dla każdego obrazem Boga. Każdy z nas buduje swój obraz Boga według tego, jaki był dla nas ojciec. Nieobecny, wymagający, karzący, czy troskliwy i bliski... Żyć z tą świadomością każdego dnia... Że dziecko tak rozumieć będzie Boga, jak widzieć będzie swojego tatę? Trudne, przerażająco trudne. Ale konieczne zadanie i dla męża, i żony. Dlatego pierwsze, co powinien ojciec, to - być. Być fizycznie obecnym i być na swoim miejscu. I nie bać się, w dobie feminizmu, być głową rodziny. Podejmować odpowiedzialność, wskazywać kierunek, stawiać wymagania. Pamiętając przy tym, żeby najpierw wymagać od siebie, żeby nie stać się tyranem. Kiedy już jest - ojciec ma być znakiem Boga. Ma sam klękać przed Bogiem i prowadzić do Niego swoją rodziną. Nie wiedzieć czemu polscy mężczyźni oddali to pole kobietom i ze świecą trzeba szukać mężczyzny, świeckiego mężczyzny, który zbliży się do ołtarza bardziej, niż na odległość dziesiątej ławki. Do synagog nie wpuszcza się kobiet, ich miejsce znajduje się na balkonach. Ktoś nieobeznany, kto wejdzie do polskiego kościoła, pomyśleć może, że miejsce dla mężczyzn jest pod kruchtą - dalej wstęp wzbroniony. Taka warstwowa układanka: pod chórem mężczyźni, w ławkach kobiety, z przodu dzieci, przy ołtarzu znów mężczyźni. I jak ma ojciec nauczyć swoje dziecko przeżywać liturgię? Jeśli zamiast klęknąć przy dziecku, to gdzieś między filarem a drzwiami wyjściowymi przykuca tak, by sobie spodnie nie ubrudzić...? Kiepskie to ojcostwo, panowie, bardzo kiepskie. A kiedy już jest znakiem Boga, zaczyna się litania następnych trudnych wymagań. Bo trzeba dziecko kochać, i mieć dla niego czas, i umieć z nimi rozmawiać, i dawać przykład (a nie tylko kazania!) własnego życia. Znów banalne? Może. Konia z rzędem temu, kto nigdy nie usłyszał od swojego ojca: "odbierz telefon - jak do mnie, to mnie nie ma". I jak wyglądamy z przykładem moralnego życia...? Właśnie. I sami zobaczymy za parę lat, jak trudno będzie NIE powiedzieć dziecku - idź zobacz, kto to, i powiedz, że mnie nie ma". Jak jest trudno budzić sumienie, zamiast je usypiać. I jeszcze jedno ważne zadanie ojca: utrzymać rodzinę ale tak, żeby rodzina nie zapomniała, jak tatuś wygląda. Żeby nie odbywało się to kosztem nieobecności w domu. Znów prawdziwa i bolesna historia z życia - znałam dziecko, którego rodzice byli tak zapracowani, że widzieli trójkę swoich dzieci jedynie śpiących. Przez cały dzień była z nimi opiekunka. Po pewnym czasie najmłodsza dziewczynka zaczęła mówić do opiekunki "mamo". Kiedy przegrasz ojcostwo...? Kiedy twoje własne dziecko powie do ciebie "proszę pana". Choćbyś zapewniał mu wakacje na Majorce i studia na Harvardzie - przegrasz.
Dla mobilizacji: jesteś potrzebny! I na koniec już tylko kilka dowodów na to, że warto. Że warto być ojcem, mimo tego, że to droga raczej pod górkę, niż z górki. Że ojcostwo to w gruncie rzeczy cała góra świetnych rzeczy do zrobienia dla małego człowieka, który jest na kilkanaście lat oddany pod twoją opiekę, i na całą wieczność wpisany w twój los. Banalna zabawa z synem - zapasy, wyścigi: wiesz, że według badań chronią dzieci przed agresywnymi zachowaniami...? Jeśli nie będzie ciebie przy twoim dziecku, ono wyładuję agresję gdzie indziej. W piaskownicy, w szkole, a kiedy dorośnie - w ciemnej bramie czy przy budce z piwem. A jeśli będziesz - to ty właśnie nauczysz go walki fair play i przegrywania z godnością. Nauczysz go, że wysiłek nie jest biciem rekordów, ale radością. Tego nie nauczy go żaden trener karate, któremu zapłacisz 25 złotych za godzinę! To dzięki twojej obecności twój syn będzie kiedyś lepszym pracownikiem. Dzięki tobie będzie wiedział, że jest mężczyzną. Dzięki tobie będzie umiał kiedyś dać swojej żonie czułość bez egoistycznych motywów. To dzięki twojej obecności twoja córka będzie odpowiedzialna w kontaktach z mężczyznami i nie będzie szukała przelotnych miłostek. To dzięki tobie będzie kiedyś umiała lepiej akceptować swojego męża, bo nie będzie skażona myśleniem, że "wszyscy oni są tacy sami", czy "oni chcą tylko jednego". Masz być ojcem - być obok swojego dziecka. Ktoś powiedział, że jeśli nie dajesz swoim dzieciom nic poza pożywieniem, ochroną i odrobiną czasu, nie dajesz im właściwie nic ponadto, niż dałby sierociniec. Dlatego - kochaj. Jesteś powołany do miłości. Bóg zakochał się w Tobie tak bardzo, że chciał z Ciebie uczynić ojca. Zakochaj się i ty w swoim ojcostwie. Nawet teraz, jeśli masz tylko naście lat. Bo w tobie dojrzewać już powinno twoje ojcostwo.
ŚWIADECTWO Ojcostwo kapłana Przedwczoraj wróciłem z trzydniowego skupienia, które przeżyłem razem z moimi współbraćmi. Nasze spotkanie i modlitwa koncentrowały się wokół zagadnienia bycia mężczyzną, przeżywania przygody i walki w swoim życiu. Trochę taki harcersko-skautowy temat. Najtrudniejsze było jednak "odświeżenie" własnych pragnień, a może lepiej odkrycie, że wciąż przybierają one różną postać. I rzeczywiście, kiedy naprawdę szczerze próbuję znaleźć odpowiedź na pytanie, czego pragnę dzisiaj, czego szukam, to wbrew pozorom wcale nie jest to takie łatwe. Potrzeba dłuższych chwil milczenia, odosobnienia, aby zejść z natłoku powierzchowności do tego "miejsca" w mojej istocie, gdzie te pragnienia pulsują i oddziałują na mnie, nawet jeśli nie zdaję sobie z nich sprawy. Ważnym odkryciem, a może raczej pogłębieniem wcześniejszych intuicji i przemian było to, że nie sposób stawać się prawdziwym zakonnikiem i kapłanem, bez realistycznego, pozbawionego lęku uznania własnej męskości, naturalnej dla każdego mężczyzny tęsknoty za domem, za stworzeniem rodziny, za bliskością ukochanej osoby, za trudzeniem się dla żony, dzieci, za zdobywaniem środków do życia. Myślę, że kto nie wyobraża sobie, przynajmniej potencjalnie, jako dobrego męża i ojca, nie będzie też dobrym księdzem. Nie wiadomo do końca, dlaczego tak wielu księży uważa, że powołanie kapłańskie staje w radykalnej opozycji do ojcostwa naturalnego. To jakaś iluzja. Nadprzyrodzone powołanie nie niszczy, ani nie ruguje z serca i psychiki mężczyzny tych naturalnych pragnień, lecz je przekracza. One muszą być przyjęte, zaakceptowane, uświadomione i wplecione w powołanie kapłańskie. Zamierzone uciekanie od tych pragnień, walka z nimi, jakaś naciągana i płytka sublimacja w imię wyższych wartości jest ślepą uliczką. Owszem, naturalnych pragnień nie da się realizować na drodze kapłańskiej w sposób bezpośredni. Ale z drugiej strony realizacja "duchowego" powołania opartego na ucieczce od własnej męskości prędzej czy później skończy się porażką. Stąd bierze się pojawiające się naturalne poczucie pustki, swego rodzaju frustracja, niszcząca samotność. Często wielu księży nie wie, skąd się to bierze. Próbują te objawy naturalnego braku rekompensować lub co gorsza nie dopuszczają ich do swojej świadomości. A ten brak, wynikający z niemożności realizacji naturalnych pragnień, można przekroczyć tylko mocą łaski, mocą zakorzenienia w Chrystusie, ofiarując Mu go najpierw jako coś dobrego - bo przecież czy bycie mężem lub ojcem to coś gorszego niż bycie kapłanem? Zdarza się nierzadko, a sam też zaliczam się do tego grona, że zwykle motywacje wstąpienia do zakonu są rozmaite i dosyć ambiwalentne. Myślę jednak, że żaden kapłan ani zakonnik nie będzie mógł twórczo i z radością realizować własnego powołania, jeśli nie poprzedzi go świadomy wybór drogi Chrystusa, w którym uznając wartość naturalnego ojcostwa, a nie odrzucając go, opowiem się za wyższym stopniem ojcostwa, ojcostwa duchowego. Taki proces dokonuje się także w trakcie formacji, proces oczyszczania motywacji i głębszego rozumienia powołania.
|
|