Archiwalna Strona. Przez ostatnie lata strona nie aktualizowana, informacje tu prezentowane są nie aktualne.

 

PIESZA PIELGRZYMKA ARCHIDIECEZJI GNIEŹNIEŃSKIEJ NA JASNĄ GÓRĘ

Grupa Biało - Czerwona

projekt: http://www.atcsites.com

Strona główna  ::  Zdjęcia  ::  Śpiewnik  ::  Księga gości  ::  Kontakt

projekt: http://www.atcsites.com
projekt: http://www.atcsites.com

BIAŁO - CZERWONA

Strona Główna

Zdjęcia

Konferencje

Trasa

Śpiewnik

Widmo

Błogosławieństwo Papieża

Patronka grupy

Księga gości

Linki

Kontakt

 

projekt: http://www.atcsites.com

Konferencje - 1 sierpnia, sroda

POWOŁANE DO MACIERZYŃSTWA

DYSKRETNY UROK MACIERZYŃSTWA

Skoro mówiliśmy o małżeństwie, to ktoś zapyta, po co dziś o macierzyństwie.? I po co oddzielnie o ojcostwie? Ano po to, żeby się w głowach utrwaliło na wieki wieków, że być żoną i matką to są dwie różne sprawy. I być ojcem i mężem to dwie różne sprawy. One wprawdzie ze sobą łączą się i często z siebie nawzajem wynikają - ale nie można postawić znaku równości między żoną i matką. I choćby kobieta była jednocześnie i jedną, i drugą, to inne obowiązki ma jako żona, i inne - jako matka.

Więcej - całe nieszczęścia wielu rodzin mają swój początek właśnie w ujednoliceniu tych ról. W tym, że kobieta przejęta rolą matki przestaje być żoną dla swojego męża i staje się jego zastępczą mamuśką. Wtedy przestaje być jego partnerką, i już sypie się Boży plan stworzenia. Dopóki wyraźnie nie odróżnimy, kiedy pełnimy zadania małżeńskie, a kiedy macierzyńskie, nie będzie możliwe wypełnienie do końca swojego powołania. Dopóki nie uświadomimy sobie, że w momencie stania się matką nie przestajemy być żoną - nie wypełnimy powołania! A przecież tak często się zdarza, że kiedy dzieci odchodzą z domu, rodzice nagle nie umieją ze sobą być, nie umieją rozmawiać, nie rozumieją się - często właśnie odejście dzieci z domu jest przyczyną późnych rozwodów. Co jest ich przyczyną? To właśnie, że przejęcie roli macierzyńskich i ojcowskich przesłoniło role żony i męża.

Ale zacznijmy od początku. Kiedy dziewczynka się rodzi, od początku przygotowywana jest przez naturę do funkcji matki. Jej ciało, psychika, emocjonalność, sposób reagowania - wszystko to dane jest jej po to, by lepiej mogła spełniać swoje zadania matki. Żartobliwie młode matki zauważają, że biodra to bardzo praktyczna sprawa - taka półeczka, na której można posadzić niemowlaka, który traci wtedy przynajmniej połowę swojej rzeczywistej wagi. Ale mówiąc bardziej serio: kobieca spostrzegawczość dana jest po to, by matka mogła rozumieć dziecko, które nic nie mówi; rozpoznawać jego niepokój, lęk, głód czy zmęczenie. Duża podzielność uwagi pomaga w wykonywaniu wielu obowiązków przy dziecku. Kobieta ma dużo większą wytrzymałość na długotrwały i silny ból i zmęczenie - to jej naturalne przygotowanie do porodu i ograniczonych możliwości snu przy małym dziecku. Większa zdolność, niektórzy powiedzą nawet, że przymus komunikowania się, czyli to, co mężczyźni nazywają gadulstwem, jest niezbędne, by nauczyć dziecko posługiwać się mową. Wrażliwość i czułość są dla dziecka szkołą uczuć i emocji. Nie ma w kobiecie nic, co nie jest potrzebne jej macierzyństwu.

Co to oznacza.? Ano to, że każda kobieta, choćby miała dziś czternaście czy piętnaście lat, powinna zobaczyć siebie jako przyszłą matkę. Może niekoniecznie podejmować w tym kierunku jakieś działania czy snuć romantyczne wizje słodkiego brzdąca śmiejącego się rozkosznie w wózeczku. Zwłaszcza, że życie pokazuje, że brzdąc słodki bywa tylko czasami, a w międzyczasie ryczy niemiłosiernie i pachnie niekoniecznie fiołkami.

Zobaczyć siebie jako przyszłą matkę oznacza - przygotować się do wypełnienia tej roli. Bo to jest powołanie - to znaczy, że to, co zrobi z nami natura, to jeszcze za mało. Potrzebna jest nasza świadoma współpraca.

Współpraca ta oznacza przede wszystkim świadomość i wiedzę. Znajomość swojego ciała i zachodzących w nim procesów. Znajomość swojej psychiki. I troskę, by wszystko, co naturalne, działało w nas prawidłowo.

Może to się wydaje banalne. Ale, drogie panie, chodzenie z nerkami i jajnikami na wierzchu nie jest odpowiedzialną troską o przyszłe dzieci. Powiecie, że moda? Niech sobie będzie i moda. Ale już widziałam kobiety, których ciąża była zagrożona, bo dopiero kiedy poczęło się dziecko wyszły na jaw nabyte wcześniej choroby, stany zapalne, przeziębienia. A to, co nam wydaje się błahostką - dla nowego życia może być przeszkodą nie do pokonania, czasem wręcz zabójstwem. Kiedy więc wiatr wieje ci po plecach, to daj sobie spokój z modą, każącą odkrywać brzuch i pomyśl o tym, że powołana jesteś do macierzyństwa. Nie do złapania faceta - ale do miłości macierzyńskiej. Twoje ciało musi być na to przygotowane.

A co dalej? Może być tak:

"Macierzyństwo to ściema! Wiem to na pewno! Poradniki, gazetki, reklamy pieluch nawet: wszyscy kłamią! To pułapka, w którą dałam się złapać i teraz zdezorientowana i zaszczuta chowam się po kątach, by mnie nie zauważył ssak, którego powiłam parę tygodni temu, by mnie nie wypatrzył, nie wyczuł, że jestem w pobliżu. Nawet nie o mnie ssakowi chodzi, ale o dwa nabrzmiałe balony, które przy delikatnym nawet ruchu sikają strugami mleka. Zostałam oszukana, uległam propagandzie, poleciałam na tysiaka i teraz mam!

A tak ładnie wszystko szło. Kupowanie koszulki rozmiar 54 z napisem "Mothercare", wzdychanie i rozmyślanie nad tym, jak ukierunkuję ideowo syna mojego pierworodnego. Roztkliwianie się nad parą skarpetek, wzdychanie na widok uśmiechniętych bobasów widzianych przelotnie w centrach handlowych, zaczytywanie się poradnikami i wiara w to, że się jest uwarunkowaną genetycznie do bycia matką Polką, że się będzie stosować metody najbardziej delikatne, nieinwazyjne, naturalne przy pielęgnacji i wychowywaniu cudownego potomka.

A tymczasem??? Dlaczego nikt mi nie powiedział o tym, że poród będzie potwornym cierpieniem, i że się będę wstydziła przeć, myśląc cały czas o tym, by nie narobić dziecku na głowę? Dlaczego darłam się w niebogłosy, naczytawszy się wcześniej o fantastycznych znieczuleniach, technikach relaksacyjnych i innych takich? Dlaczego mamiono mnie opisami fantastycznych przeżyć, wręcz erotycznych, podczas karmienia piersią, gdy tymczasem okazało się , że bezzębny dziamdziak może zmasakrować sutki w try miga i domagać się co godzinę dalszej masakry, więcej krwi...

I dlaczego dopiero pod koniec jednego z poradników małymi literami było napisane, że jeśli ma się chęć sprzedać swoje dziecko na allegro to powinno się zwrócić do osoby duchownej z prośbą o poradę lub od razu zamknąć się w psychiatryku... Ciekawe... I na czym miało polegać "wzmocnienie i rozkwit związku, gdy pojawia się dziecko", jeśli jedyne co mam do powiedzenia mojemu chłopakowi od miesiąca to: przynieś-wynieś-pozamiataj, nie rób tego tak, możesz mi pomóc?, a może ty go przewiniesz?, nie wkurzaj mnie, to twoje dziecko, a to se go bierz, nie rozdwoję się, możesz tu łaskawie przyjść?

Nigdzie nie przeczytałam o tym, że dziecko drze gębę. Znalazłam wzmianki o tym, że kwili, płacze, marudzi, gaworzy, ale nie ma nic o tym, że ma syndrom "Blaszanego bębenka", znaczy się, że szyby pękają, gdy zaczyna ryczeć od 16.00 do 23.30, by usnąć z uśmiechem i pozwolić mi zrobić siku, umyć się, zjeść coś szybko. Koleżanki mi mówiły: Och, wiesz, przy dziecku szybko się chudnie. Teraz wiem dlaczego. Bo nie ma się czasu zjeść. Teraz też się drze, a mam oczy na zapałki i piszę tę jedną kartkę jakieś sześć godzin, gdyż odskakiwać muszę co chwila, bo kupa, bo płacz, bo mleko, bo coś tam i do tego jeszcze burdel w mieszkaniu i kot zazdrosny porzygał się właśnie ostentacyjnie na środku pokoju. Rokendrol, nie ma co..."

Kiepskie świadectwo, jak widać. Jakoś nie przystaje do wizerunku sielskiego macierzyństwa. Bo macierzyństwo wcale sielskie nie jest. Ale gdzie tkwi problem, skoro nie wszystkie kobiety reagują tak, autorka powyższych wynurzeń? Skoro mówią, że o bólu zapomina się bardzo szybko, i równie szybko decydują się na następne dzieci.? Skoro są kobiety, które rodzą czworo, pięcioro dzieci i wcale nie uważają się za męczennice?

Tajemnica tkwi chyba w trudnym słowie "ofiara". Ofiara to rezygnacja z czegoś, co mi się należy. Z wygody i ubrań w rozmiarze 36, ze snu i nieskazitelnej cery. Kobieta decydując się na urodzenie dziecka decyduje się złożyć ofiarę z całej siebie. Wcale nie mniejszą, niż składają zakonnice w klasztorze. Matka oddaje swoje ciało dziecku. W momencie poczęcia dziecka traci nad swoim ciałem kontrolę - to raczej ono zaczyna kontrolować ją. Kobieta nie ma już wpływu nie tylko na swoją wagę. Nie ma kontroli nad żołądkiem i zdarza się, że wymiotuje nawet wodą przez 8 z dziewięciu miesięcy ciąży. Nie ma kontroli nad pęcherzem moczowym i zdarza się, że jak w telewizyjnej reklamie, wygodniej byłoby zamieszkać w łazience. Nie ma kontroli nad kręgosłupem i mięśniami - jeśli rosnące dziecko ułoży się tak, że uciska nerw, kobieta może na przykład kuleć - dopóki dziecko nie przyjdzie na świat. Oczywiście wszystkie zmiany są tylko czasowe - ale nie można poradzić na nie nic, poza czekaniem. Rytm dnia kobiety ciężarnej, wyznaczany wizytami w toalecie, i rytm dnia matki noworodka, wyznaczany kolejnymi karmieniami. To jest prawdziwa ofiara. To jest miłość, która nie pamięta o sobie, bo ktoś inny staje się ważniejszy. To oddanie siebie do końca, oddanie władzy nad sobą w inne ręce.

Kto się spodziewa, że macierzyństwo polega na kupowaniu maleńkich skarpetek, rzeczywiście się rozczaruje. Kto nie weźmie pod uwagę, że macierzyństwo to ofiara, nazywać będzie swoje dziecko "ssakiem", a macierzyństwo - "ściemą". Pewnie dlatego nie może się udać macierzyństwo, które nie jest rozumiane jako powołanie. Jako powołanie do miłości i do ofiary. Bez takiego rozumienia przyjdzie jedynie refleksja: "wszyscy kłamią".

A rozkwit związku po urodzeniu dziecka.? Znów zależy, czy zobaczymy w macierzyństwie tylko naturę, czy ofiarę, powołanie. Bo jeśli tylko naturę - rzeczywiście dziecko może pozornie oddalać od siebie małżonków, mężowi może wydawać się, że zabiera mu żonę, do której ma przecież pełne prawo. Ale czy nie ma nic więcej.? A gdyby mąż uświadomił sobie, jak wielką cenę płaci kobieta, i że płaci za to, co powstało z nich obojga, a nie z niej tylko - czy nie powinien zobaczyć, jak wielki dług wdzięczności zaciąga.? I starać się ten dług spłacić tak, jak to jest w jego przypadku możliwe.? Czy to fizyczne oddalenie małżonków od siebie nie jest budowaniem głębszej jedności.?

Macierzyństwo to nie jest "rokendrol".

To największa ofiara miłości. Ofiara porównywalna z męczeństwem, oddaniem cielesnego życia za drugiego. I trzeba umieć to zobaczyć: gdzieś między kolkami i wyrzynaniem się ząbków, między zmianą pieluszek i godzinnym trzymaniem dziecka w pozycji pionowej, żeby mu się odbiło po jedzeniu.

Emocje zostaną zawsze. Zawsze będzie złość i zmęczenie, zawsze będzie radość z małych nawet osiągnięć. I będzie tak, że kiedy dziecko śmieje się po południu, mówić o nim będą, że "buźka jest", a kiedy równie mocno śmiać się będzie o pierwszej w nocy, kategorycznie odmawiając zaśnięcia, rodzice przytrzymując powieki zapałkami orzekną, że "jakieś głupie chyba jest". Ale ofiara powinna być ponad to. Ofiara wyznaczać będzie każdy dzień i każdą minutę.

Ofiara macierzyństwa to jednak nie tylko pierwszy krok całkowitego oddania siebie na służbie dziecku. To także drugi, być może trudniejszy krok "wracania do siebie". W dawaniu siebie wspiera kobietę natura. Ale nic i nikt nie wspiera jej w odchodzeniu od swojego dziecka. A krok ten jest niezbędny, by dziecko mogło stać się dojrzałym człowiekiem.

Żeby dobrze zrozumieć, o co chodzi, trzeba przypomnieć sobie film "Pasja" - a zwłaszcza postać Maryi, towarzyszącej Jezusowi w Jego ostatniej drodze. W zasadzie jakaś nadopiekuńcza mama mogłaby się zdziwić, że Maryja tak szła - i nie reagowała. Że pozwalała na to, co się działo z jej Synem. Że w zasadzie powinna wyskoczyć jak lwica i osłonić Go własną piersią. A ona - po prostu szła. Patrzyła, cierpiała - ale nie zrobiła ani jednego kroku, by zapobiec temu, co robił i co chciał zrobić jej syn.

Na tym również polega macierzyństwo. Żeby pozwolić dziecku przeżyć jego życie samodzielnie. Ponoć radosny, ale i bolesny dla matek jest moment, kiedy dziecko po raz pierwszy poda jej rękę i stawia samodzielne kroki. Kiedy po raz pierwszy odchodzi. Na początku niedaleko, na wyciągnięcie dłoni, i zaraz wraca w jej ramiona - ale przecież z czasem coraz dalej. Do przedszkola, do szkoły, na samodzielną wyprawę, na pierwszą randkę, wreszcie - do własnej rodziny, do kapłaństwa, do zakonu. I paradoksalnie do tego, żeby puścić rękę dziecka dorastać muszą bardziej matki, niż dzieci! Bo dziecko tę rękę chce puścić - a matka próbuje zatrzymać ją jak najdłużej. I znów pojawia się ofiara - kochać tak bardzo, żeby pozwolić odejść temu, kogo się najbardziej pokochało.

Pozwolić dziecku przeżyć własne życie. Poświęcić się dla niego całkowicie, ale nie wyręczać go w niczym. Dać mu poczuć smak konsekwencji popełnionych błędów. Nie pisać usprawiedliwień, jeśli było na wagarach - to takie proste, a jednocześnie tak trudne. Maryja na drodze krzyżowej była obok - tylko tyle. Ale aż tyle - bo kiedy spojrzenie Jezusa spotykało się z jej spojrzeniem wiedział, że ona wciąż jest po Jego stronie. I kocha tak bardzo, że mimo własnego bólu, mimo bólu matki, która chce mieć dziecko jak najdłużej przy sobie - pozwala Mu iść.

Tajemnica takiej ofiary tkwi w miłości. A miłość - to też szacunek. Miłość - to uznanie odrębności. I dlatego ty, którą Bóg powołuje do macierzyństwa, uświadom to sobie już dziś. Dziecko, które rosnąć będzie w tobie, nie będzie twoją własnością. Dziecko, które będziesz rodziła w wielkim bólu, które ssać będzie twoje piersi, które nie będzie mogło bez ciebie przeżyć - nie będzie twoją własnością. I choć przez pierwszy rok jego życia nie prześpisz spokojnie ani jednej nocy, choć kręgosłup będzie cię bolał od ciągłego schylania się, choć opluta będziesz od stóp do głów pierwszymi porcjami marchewkowej zupy - to dziecko nie będzie twoją własnością. Zależeć będzie od ciebie - ale nie będzie twoje.

Ono będzie przede wszystkim Boga. Bóg stwarza człowieka, a matkę powołuje, by doprowadziła go do dorosłości. Macierzyństwo jest powołaniem kobiety - ale jest darem dla drugiego, dojrzewającego człowieka. Powołaniem kobiety jest więc przyjąć od Boga dane jej dziecko i prowadzenie go za rękę tak długo, dopóki stanąć nie będzie mogło na własnych nogach. A kiedy już stanie - powołaniem, zadaniem matki jest puścić rękę dziecka i włożyć ją w dłonie Boga.

Powołaniem matki nie jest więc tylko urodzić i wychować. Powołaniem matki jest zobaczyć w dziecku człowieka. Powołaniem matki jest uszanować jego odrębność. Powołaniem matki jest oddanie dziecka Bogu.

Po to Bóg ukochał matki. Po to Bóg powołał matki. Twoim powołaniem, kobieto, niezależnie od tego, ile masz lat, jest oddawać Bogu kolejnych ludzi. Rezygnować z siebie, by inni mogli być święci. Na tym polega macierzyństwo naturalne i duchowe.

 

 

 

 

 

 

 

© by Kamil Degórski. 2007