Archiwalna Strona. Przez ostatnie lata strona nie aktualizowana, informacje tu prezentowane są nie aktualne.
PIESZA PIELGRZYMKA ARCHIDIECEZJI GNIEŹNIEŃSKIEJ NA JASNĄ GÓRĘ Grupa Biało - Czerwona |
Strona główna :: Zdjęcia :: Śpiewnik :: Księga gości :: Kontakt |
BIAŁO - CZERWONA
|
Konferencje - 30 lipca, poniedziałekPOWOŁANI DO ŻYCIA ZAKONNEGO APOSTOLSKIEGO ZAKONNICE Z TEJ ZIEMI Po co wymyślono serek topiony z szynką? Ano po to oczywiście, żeby zakonnice w piątek miały problem. To jeden z bardziej przyzwoitych dowcipów, których dziesiątki krążą po szkołach i pubach. Ale też i księżom zdarza się westchnąć mało pobożnie na widok niektórych sióstr: oto oblubienice Chrystusa. Jakże mu współczuję! Zakonnice nie cieszą się specjalnie dobrą prasą. Szare, jednakowo ubrane, z twarzą bez makijażu, kojarzą się zwykle z potworną nudą. A jednak, statystycznie rzecz biorąc, idą wśród nas dziewczyny, które za kilka lat włożą habit. I pewnie niejeden chłopak westchnie z żalem: ale dlaczego właśnie ona?. Mówi się, że nawet Duch Święty nie wie, ile jest na świecie żeńskich zgromadzeń zakonnych. W Polsce działa ich około 100 domów jest oczywiście dużo więcej, gdyż każde zgromadzenie ma ich przynajmniej kilka w różnych miastach. Najważniejszym domem jest dom generalny z najważniejszą przełożoną. Matka generalna może mieszkać w Polsce (jeśli zgromadzenie wywodzi się z Polski) lub za granicą, najczęściej w Rzymie (jeśli zgromadzenie jest z importu). Duże zgromadzenia posiadają swoje prowincje coś w rodzaju województw, z matką prowincjalną na czele. Zwykle każda prowincja zachowuje niezależność sama przyjmuje siostry czy braci, sama przygotowuje ich do złożenia ślubów i sama korzysta z ich pracy. Siostry działające w świecie niewprawne nawet oko podzieli na trzy rodzaje. Pierwsze to siostry noszące solidne habity, których żadnym sposobem nie można pomylić ze świeckim ubraniem. Zwykle habity z czasem ulegały reformom, odsłaniając coraz więcej twarzy i szyi, i pozwalając siostrom na swobodne zaczerpnięcie oddechu. W Polsce jedynym chyba wyjątkiem od tej reguły są siostry niepokalanki, które prowadzą na przykład szkołę w Szymanowie. Ich białe welony nadal szczelnie opatulają twarz, od czoła i kącików oczu aż po czubek brody. Kształty welonów też bywają różne. Mogą być zwykłą chustką przewiązaną przez głowę (małe siostry), klasycznym welonem z białym otokiem, zsuniętym na tył głowy i odsłaniającym włosy (nazaretanki), mogą być w kształcie serca, z wklęsłym przedziałkiem nad czołem (pasterki), czy z białą koroną z czerwonymi znakami, symbolizującymi rany Chrystusa (brygidki). Znawca tematu jest w stanie odróżnić siostry jedynie po habicie, bo nie ma dwóch identycznych zwykle jednak odróżnia się jedynie te zgromadzenia, które się zna. Jest ich zbyt dużo, a szczegóły je różniące niewielkie. Większy problem pojawia się, gdy habit przypomina świeckie ubranie. Jak zareagować, kiedy zakonnica, wsiadając wieczorem do pociągu, szybkim ruchem ściąga welon z głowy i chowa go do kieszeni? Ubrana jest w prostą, szarą spódnicę za kolana i ciemny sweter, tylko duży krzyż na szyi świadczy o tym, że czymś się różni od pozostałych pasażerów. Są zgromadzenia, w których habit nie jest specjalnie szyty według odwiecznych wkrojów. Siostry umawiają się po prostu, że ich strojem będzie spódnica i bluzka w określonym, stonowanym kolorze. Tak jest na przykład u sióstr Sacre-Coeur, które możemy spotkać w Pobiedziskach, a które swoje korzenie mają we Francji. W domu tych sióstr zaskoczy również, że nie wszystkie noszą welony, i nie ma to nic wspólnego z wiekiem czy hierarchią. Tajemnicy w tym nie ma żadnej w tej chwili w zgromadzeniu tym przyjęto zasadę, że welon obowiązuje te siostry, które zobowiążą się do jego noszenia podczas składania ślubów. Jeśli się zobowiążą muszą nosić. Jeśli nie nie ma sprawy. Noszenia spodni jako oficjalnego stroju nie przewidują statuty żadnego żeńskiego zgromadzenia. Dla ciekawskich warto jednak dodać, że owszem, zakonnice spodnie posiadają. Sama widywałam je w dresach, kiedy trzeba było umyć okna na przykład. Oraz zdarzało mi się mijać stado młodych, roześmianych dziewcząt w spodniach, i dopiero po chwili orientowałam się, że to znajome siostry, wybierające się właśnie do kina. Ale nie wszystkie zgromadzenia są tak postępowe, i chodzenie w spodniach tam, gdzie jest wygodniej, jest raczej ewenementem, niż regułą. Jedno z najmłodszych polskich zgromadzeń, jadwiżanki wawelskie, jeszcze inaczej rozwiązały problem habitów i welonów. Welonów nie noszą, a habit zastępuje im biała alba. Jeśli dodać, że średnia wieku w zgromadzeniu wynosi nie więcej, niż 30 lat, spotkanie z tymi siostrami może być przyjemnym estetycznie doznaniem. Warto też wiedzieć, że istnieją również w Polsce zgromadzenia bezhabitowe. Siostry chodzą bez welonów, ubierają się zwyczajnie, choć nie jaskrawo i zdecydowanie w spódnice. Zdarza się, że pracują w sekretariatach na teologicznych uczelniach, i wprawiają początkujących studentów w zakłopotanie, reagując agresją na zwracanie się do nich proszę pani. Po kilku tygodniach student uczy się, że to nie pani tylko siostra, i zaczyna mówić siostro do wszystkich kobiet za biurkiem. Czasem przypomina to nawigację na morzu pełnym raf, bo nawet mężatki z trojgiem dzieci, siedzące w dziale pomocy materialnej, tytułowane są siostrami, tak na wszelki wypadek. Jeśli chodzi o mężczyzn w zakonach tu o strojach mówić tyle nie wypada. Może tylko tyle, że zwykle, choć nie zawsze, sutannę zastępuje habit. Bez welonu, oczywiście. Habit zakonnicy noszą częściej, niż księża sutannę. Mają również prawo do noszenia koloratki, ale korzystają z niego rzadziej habit uważają za bardziej dla siebie naturalny. Mali bracia, których charyzmat każe im pracować wśród ludzi i nie ujawniać jakoś szczególnie swojego stanu duchownego, swoje habity zakładają jedynie na wspólne modlitwy poza tym chodzą w zwyczajnych, świeckich strojach. Kiedy mówimy o zakonnicach, większości z nas przychodzą do głowy pytania, których zwykle nie mieliśmy odwagi zadać. Na przykład: co ma siostra pod habitem? Ano zwyczajnie, to, co każda inna kobieta pod sukienką. Czy siostry mają włosy? Mają. Niedługie, bo to kłopotliwe, ale do czegoś przecież trzeba przypiąć welon. Jak któraś z sióstr umie posługiwać się nożyczkami, strzyże pozostałe. Czy siostry mogą się malować? A po co? Chociaż jedna ze znajomych sióstr mówiła, że gdyby chciała ufarbować włosy, pewnie i tak nikt by na to nie zwrócił uwagi. Czy siostry mogą jeść lody? Mogą. Podobnie jak ciastka i czekoladę. Nawiasem mówiąc najlepsze ciasta na świecie jadłam właśnie u zakonnic. Czy mają swoje pieniądze? Mają, ale nie swoje. Systemy są różne: czasem z każdym wydatkiem (nowe buty, książki) idą do przełożonej, czasem na początku roku muszą wyliczyć swój budżet i w nim się zmieścić. Zasadniczo wszystko, co zarobią (katecheza, szpital, prezenty od rodziny) oddają do wspólnej, domowej kasy, z której potem korzystają za wiedzą i zgodą przełożonej i tzw. ekonomki. Czy mówią do siebie zwyczajnie, po imieniu? Oczywiście między sobą, i z innymi też nieraz przechodzą na ty, jak wszyscy. Czy mogą pić alkohol? A i owszem dobre wino do świątecznego obiadu zdarza się i na zakonnym stole. Czy palą papierosy? Tego to już, przyznaję, w życiu nie widziałam. Nie sądzę... Dlaczego te wszystkie opowieści? Dlaczego mówiąc o powołaniu, mówimy o ubraniach i włosach sióstr? Dlatego, że wokół życia zakonnego narosło wiele mitów. Dlatego, że otacza je aura tajemnicy sprawiająca, że życie takie wydaje się nam nie z tej ziemi, a na pewno nie dla nas. Tymczasem w życiu zakonnym tajemnicy jest tak samo wiele, jak w życiu kapłańskim i małżeńskim, jak w życiu ojca i matki. Jest tylko jedna tajemnica tajemnica miłości. Cała reszta to powszednie, trudne i piękne życie. I najpierw trzeba uspokoić nasze ludzkie ciekawości, pozbyć się aury groźnej tajemniczości, żeby o życiu zakonnym mówić normalnie. Żeby nie szukać w nim sensacji i nie patrzeć na siostry jak na stworzenia z innej planety, stojące przynajmniej jedną nogą w średniowieczu. Pierwszy etap życia zakonnego to aspirantura. Aspirant czy aspirantka to ktoś, o kim w zgromadzeniu wiedzą, że chce do nich dołączyć. Ale nic poza tym. Taki ktoś przyjeżdża, modli się, przygląda się nieco z boku życiu zakonnemu. Jego obecność nie pociąga dla niego żadnych skutków nie wiąże go żadnymi zobowiązaniami. Drugim etapem jest postulat. Postulat to czas oficjalnego już rozpatrywania powołania. Postulat może się już wiązać z pełniejszą obecnością we wspólnocie, na wspólnej z siostrami czy braćmi modlitwie i pracy. Postulat może zakończyć się decyzją o woli wstąpienia do danego zgromadzenia. Wtedy przychodzi czas nowicjatu, czyli pracy formacyjnej, bezpośredniego przygotowania do złożenia ślubów zakonnych. Może to trwać przez kilka, czasem nawet do dziesięciu lat. Nowicjat wiąże się z włożeniem habitu (u sióstr nieco różnego od habitów sióstr po ślubach wieczystych) i ślubami czasowymi, składanymi na przykład na rok. Odejście ze zgromadzenia po wygaśnięciu ślubów czasowych nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami kobieta czy mężczyzna może normalnie wyjść za mąż czy się ożenić. Dopiero śluby wieczyste wiążą człowieka na stałe. Długość formacji i jej szczegóły są bardzo różne w zależności od zgromadzenia, a schemat, który był przedstawiony, jest bardzo ogólny. Codzienne życie z zgromadzeniu apostolskim jest życiem intensywnej pracy i modlitwy. Wczesna pobudka, modlitwa, Msza święta, śniadanie i praca. Sami wiemy, w jak wielu miejscach można spotkać siostry: w szkołach, przedszkolach, parafiach, szpitalach, domach pomocy społecznej, wydawnictwach, znałam siostrę uczącą w liceum języka francuskiego i siostry wykładowców na wyższej uczelni. Kiedy wracają do domu, czeka na nie obiad przygotowany przez inne siostry. Potem znów modlitwy, praca duszpasterska w kościele, przygotowanie do następnego dnia pracy, modlitwa wieczorna, sen. A przecież pozostają jeszcze inne, domowe obowiązki: siostry same sprzątają i myją okna, same piorą i prasują, opiekują się starszymi w domu, pielęgnują ogród i rosnącą w nim marchewkę, gotują. To wszystko w biegu między kłopotami uczniów i księdza, który też oczekuje ich pomocy. Czy jest im łatwiej, czy trudniej, niż w rodzinie? To pytanie, na które nie można dobrze odpowiedzieć. Bo pracy tyle samo, albo i więcej, bo rodzina większa. Radości podwójne ale i zmęczenie czasem. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby zobaczyć, co może się dziać w domu, w którym mieszka 30 różnych kobiet, i które nieopatrznie dopuszczą, żeby ogarnęły ich wzajemne urazy. To już tylko uciekać gdzieś szybko trzeba tak nam się wydaje. A one jednak nie uciekają. One są. Więcej one chcą tam być. Z powołaniem do życia zakonnego wiąże się bowiem powołanie do życia we wspólnocie większej, niż tylko rodzina. I one rzeczywiście są wspólnotą! Piszę o siostrach, bo to widziałam na własne oczy, ale przecież w męskich zgromadzeniach jest podobnie. One za sobą tęsknią, gdy któraś na dłużej wyjeżdża, czekają niecierpliwie na powrót, biegną na spotkanie, opiekują się sobą w chorobie Kiedy patrzyłam na starszą siostrę, na wózku i z chorobą Alzhaimera myślałam, że jej wielkim szczęściem jest to, że kiedyś została zakonnicą. Bo tak cierpliwej i serdecznej opieki nie mogłaby doznać nawet w rodzinnym domu, bo w domu na jednego męża czy dziecko to byłby ciężar zbyt duży, żeby mieć siły wciąż się uśmiechać. A tu, zamiast jednej córki, kilka młodszych sióstr, które się zmieniają, gdy jedna opada z sił i przy chorej staruszce bezustannie jest ktoś, komu jeszcze wystarcza cierpliwości, komu jeszcze wystarcza spokoju. I widziałam siostry, które, rezygnując z założenia rodziny miały naprawdę dużo więcej miłości we wspólnocie, niż niektórzy w rodzinach. Jeżeli dziewczyna wybór zgromadzenia zaczyna od rozważań, czy ładniej jej w czarnym, szarym czy granatowym, czy lepszy jest habit ze szkaplerzem, czy bez (wszak szkaplerz, jak wiadomo, skutecznie zasłania kilogramy w pasie lepiej niech da sobie spokój. Bo choć habit jest tym co odróżnia poszczególne siostry na zewnątrz, to naprawdę istotna różnica tkwi w tym, co nazywamy charyzmatem. Nikomu o zdrowych zmysłach nie przyjdzie do głowy żenić się z tą a nie inną dziewczyną tylko dlatego, że ma długie blond włosy i przepisowe 60 cm w pasie. Podobnie nikt nie zdecyduje się na życie w tym konkretnym zgromadzeniu dlatego, że w brązowym bardziej mu do twarzy, niż w czarnym. Oczywiste jest, że szukamy czegoś więcej. Szukamy czegoś, co jest trwałe, co nie posiwieje, nie utyje i nie zostanie zreformowane przez następną przełożoną. I jak u człowieka pytamy o jego charakter, osobowość, o to, czy nam pasuje swoim sposobem bycia i myślenia w wyborze zgromadzenia szukamy dokładnie tego samego. Czy nam pasuje. Bóg nie powołuje człowieka wbrew jego talentom, wbrew zdolnościom i upodobaniom. Dlatego w apostolskim życiu zakonnym człowiek ma pełen wachlarz możliwości, wielki wybór charyzmatów, czyli sposobów życia poszczególnych wspólnot. I znów kilka przykładów dla tych, którym życie zakonne wydaje się jednakowe i nudne. Tym razem zaczniemy od zgromadzeń męskich. Założeni przez brata Alberta Chmielowskiego albertyni mają za zadanie służyć ubogim tak, by poprawiać ich kondycję nie tylko materialną, ale i moralną. Ojcowie biali znów czy kombonianie mają przed sobą tylko jedno: pracę w Afryce, na misjach. Ci ostatni wypisali sobie nawet w statutach zawołanie: Afryka albo śmierć. Chrystusowcy również nie pracują w Polsce również wyjeżdżają, ale do konkretnych adresatów do Polaków mieszkających poza granicami. Bonifratrzy zajmują się lecznictwem i ziołolecznictwem: w Warszawie prowadzą wielką aptekę z lekami własnej produkcji i przychodnię zdrowia, gdzie ojcowie będący jednocześnie lekarzami udzielają zwyczajnych porad i wypisują recepty. Dominikanie i jezuici nastawieni są bardzo na formację intelektualną, przy czym ci drudzy składają dodatkowy ślub posłuszeństwa papieżowi. Salezjanie pracują wśród dzieci i młodzieży, pauliści ewangelizują za pomocą środków społecznego przekazu, a filipini przez kulturę i sztukę, zwłaszcza oratoria muzyczne. Wśród sióstr rozpiętość obszarów działania jest równie duża. Betanki powołane są po to, by pomagać księżom w pracy duszpasterskiej i parafialnej. Brygidki szerzyć mają ekumenizm i nawet w ich domu w Częstochowie trudno znaleźć taką, która płynnie mówi po polsku. Franciszkanki służebnice Krzyża służyć mają niewidomym na duszy i na ciele, prowadzą słynny duży ośrodek w Laskach. Wspomniane wcześniej jadwiżanki wawelskie (te bez welonów i w albach) zajmują się katechumenatem dorosłych, a siostry Sacre-Coeur prowadzą szkoły, przedszkola, internaty i akademiki. I nie jest to działalność zarobkowa nawet, jeśli przynosi straty, to trzeba robić to dalej, bo po to są te siostry. Loretanki apostołują słowem drukowanym, czyli mówiąc zwyczajnie prowadzą wydawnictwo i drukarnię. Siostry Jezusa Miłosiernego, założone przez spowiednika s. Faustyny Kowalskiej, ks. Michała Sopoćko, istnieją po to, by wypraszać innym miłosierdzie; a siostry magdalenki od pokuty by wynagradzać za grzechy moralnie zaniedbanych kobiet. I nie bardzo może oczekiwać chłopak, wstępujący do kombonianów, że będzie katechizował dzieci na mazurskiej wsi, albo dziewczyna idąca loretanek, że pracować będzie wśród niewidomych. Charyzmat pozostaje stały co daje nam pewność, do kogo się zwracać w konkretnych potrzebach, a ewentualnym kandydatom pomaga rozeznać, czy rzeczywiście właśnie do tej wspólnoty powołuje mnie Bóg. Jednocześnie jest też swego rodzaju zabezpieczeniem pewnością, że nikt nie wystawi mnie do wiatru, i nie każe po złożeniu ślubów niespodziewanie robić rzeczy, do których nie mam talentu i serca. Wszystko jest jasne od początku. Co decyduje o wyborze tego właśnie, a nie innego zgromadzenia? Pewnie to samo, co w przypadku wyboru tej, a nie innej żony: serce. Wsparte decyzją zdrowego rozsądku, ale zawsze serce. Ojciec Leon Knabit, benedyktyn, powiedział kiedyś, że z rodziną zakonną jest dokładnie tak samo, jak z rodziną naturalną. Możesz w innej rodzinie widzieć same zalety, a we własnej same wady, ale to nie zmienia faktu, że to jest twoja rodzina, a tamta nie jest twoja. O tym więc, które zgromadzenie wybrać decyduje serce. Ale tu dochodzimy do tego, od czego właściwie trzeba było zacząć. Jak rozpoznać, że Bóg powołuje mnie właśnie do życia zakonnego apostolskiego? Że chce, abym jako zakonnik szedł w świat? Abym jako zakonnica służyła światu? Tu mądrzejszych chyba trzeba, żeby odpowiedzieli. Tu nie ma żadnej teorii tu trzeba by słuchać świadectw tych, którzy zostali powołani. Można tylko mówić o marzeniu Boga, na które powołani odpowiadają zakonnymi ślubami i całym swoim życiem. Bóg marzy o zakonnikach i zakonnicach, które żyją posłuszeństwem. O takich, którzy żyją ubóstwem. Którzy żyją czystością. Bóg marzy, żeby byli ludzie, którzy właśnie w ten sposób będą chcieli być szczęśliwi. A kiedy oni odpowiadają są szczęśliwi. I przywykliśmy słyszeć, że jakiś mąż albo matka mówią, że nie wyobrażają sobie bycia zakonnicą czy zakonnikiem. Ale spotykałam też siostry zakonne, które mówiły, że nie wyobrażają sobie, by mogły być żoną i matką. Wiedzą, że to piękne i dobre ale że to nie dla nich. Że ich prawdziwym domem jest klasztor, rodziną wspólnota sióstr, dziećmi uczniowie i podopieczni. Spotykałam siostry, które w klasztorze przeżywają prawdziwą radość zaślubin, które przeżywają prawdziwą żałobę po śmierci którejś z nich, które tęsknią, gdy któraś wyjeżdża... Spotykałam siostry, które chodzą po korytarzach klasztoru i cicho sobie podśpiewują bo są zwyczajnie i po prostu szczęśliwe. Bóg marzy, żeby ktoś z nas, o kim tylko On wie, chciał odpowiedzieć na powołanie do apostolskiego życia zakonnego. Marzy o tym dla tych, których szczególnie kocha. I nie powołuje do zakonu za karę. Powołuje tam z miłości powołuje tam tych, o których wie, że tam i tylko tam będą szczęśliwi. Żyjąc we wspólnocie i samotności jednocześnie. Żyjąc dla innych i spalając się w pracy, którą inni często gardzą, a bez której zawaliłby się świat niejednego człowieka. Żyjąc wbrew modom i bez codziennego zmartwienia, w co się ubrać. Żyjąc określonym charyzmatem zgromadzenia i ze świadomością, że nic, czego się podejmuję, nie jest tylko moje, ale jest nasze że są wokół mnie siostry (czy bracia), którym tak samo zależy na tej naszej wspólnej pracy, i które (czy którzy) nigdy mnie samą (czy samego) nie zostawią. Reszta to już jest sprawa między człowiekiem, a Bogiem. Sprawa miłości, której nie da się opowiedzieć i wytłumaczyć. Sprawa, którą trzeba przemodlić, żeby odkryć i zrozumieć. Z miłości przeznaczył mnie dla siebie. Na drodze powołania do życia zakonnego apostolskiego? Ale jeżeli z miłości to nie muszę się bać odpowiedzieć Mu: tak.
|
|